Nauczyciel Szkoły Podstawowej nr 13 w Rudzie Śląskiej - Bielszowicach został członkiem HYPIA, czyli Międzynarodowego Stowarzyszenia Hiperpoliglotów. Szymon Kasperek zna aż 14 języków świata i biegle posługuje się: polskim, angielskim, niemieckim, francuskim, włoskim, hiszpańskim, portugalskim, rosyjskim, czeskim, słowackim, bułgarskim, norweskim, duńskim i szwedzkim. Na tym jednak nie koniec. Poliglota obecnie szlifuje węgierski, serbski i chorwacki, uczy się wietnamskiego, japońskiego i chińskiego, a w przyszłości zamierza poznać także estoński i fiński czy koreański i khmerski.

Jak to się stało, że zainteresował się Pan nauką języków?

Chyba tak naprawdę po pierwszym językowym sukcesie. Kiedy byłem dzieckiem i nie było jeszcze telewizji kablowej oraz Internetu (trudno to dziś sobie wyobrazić, prawda?), zwykłe anteny u nas na Śląsku ściągały sygnał telewizji czeskiej. A ja ją namiętnie oglądałem. Kiedy w wieku 10 lat po raz pierwszy wyjechałem do ówczesnej jeszcze Czechosłowacji, okazało się, że odpowiadam płynnym czeskim na pytania w sklepie. To był moment, w którym uświadomiłem sobie, że nagle mówię w jakimś innym języku, rozumiem ludzi, choć nigdy się tego języka nie uczyłem. Od tamtej pory zaczęło mnie to mocno interesować.

Ale chyba jeszcze przed czeskim był niemiecki?

Z niemieckim byłem osłuchany od dziecka. Starsze generacje mojej rodziny, a pochodzimy z Górnego Śląska, mówiły po niemiecku zawsze z powodu sytuacji politycznej, a potem już był wykorzystywany na przykład do rozmów za moimi plecami. Właściwie pierwsze języki były trzy: niemiecki z czeskim oraz włoski, który usłyszałem w telewizji w jakimś filmie i spodobał mi się na tyle, że zacząłem szukać każdej okazji, żeby go usłyszeć.

Później przyszedł czas na kolejne języki. Wiemy już, że biegle posługuje się Pan aż 14. Który z  nich najbardziej Pan lubi?

Szczególną sympatią darzę właśnie te trzy, czyli czeski, niemiecki i włoski. Ale lubię wszystkie. Długo związany byłem z językiem norweskim i mam z nim również bardzo miłe wspomnienia.

Proszę powiedzieć, którego z dotychczas poznanych języków uczyło się Panu najtrudniej?

Zdecydowanie węgierskiego. To całkowicie różny język, niepodobny do języków indoeuropejskich, którymi mówimy w Europie i nie tylko. Ma specyficzną budowę i zupełnie odrębne słownictwo. Ciągle się go uczę, ale dałem radę: w Budapeszcie mówiłem wszędzie po węgiersku i to mi dało sporą dawkę motywacji do dalszej nauki.

A ile potrzeba czasu, żeby opanować jeden język do perfekcji?

Ciągle się nad tym zastanawiam. Myślę, że kluczowe jest tu osłuchanie się z językiem. Nawet jeśli nic na początku nie rozumiemy. Ono zdecydowanie przyśpiesza naukę języka. Po prostu przyzwyczajamy do niego słuch. Jest takie powiedzenie, że im więcej znamy języków, tym łatwiej uczymy się kolejnych. Coś w tym jest. Ale języki różnią się między sobą i zawsze potrafią zaskoczyć.

Czy trzeba mieć szczególne umiejętności, żeby nauczyć się tylu języków? W jaki sposób się ich Pan uczy?

Myślę, że każdy może nauczyć się języków. Ludzie często czują się zniechęceni poprzednimi niepowodzeniami, może uczyli się w  zły sposób. Trzeba na pewno wytrwałości. Szczególne umiejętności pewnie pomogą, ale nie są warunkiem. Dużą rolę odgrywa motywacja. A uczę się każdego inaczej. Były języki takie jak czeski, które po prostu weszły mi w krew. Tu pewną rolę odegrała pewnie bliskość genetyczna polskiego i  czeskiego. Zaczynam często od rozmówek. Tam są gotowe zwroty, wyrażenia, najpotrzebniejsze słownictwo, które pozwala porozumieć się w podstawowych sytuacjach. A jak już opanuję te podstawy, często włącza się tak zwana „intuicja językowa” i potem już to tylko doskonalę.

Czy znajomość tylu języków ułatwia życie? Dlaczego warto się ich uczyć?

Na pewno. Kilka razy pomogłem poza Polską Polakom w kłopotach i obcokrajowcom w Polsce. Niekoniecznie jest tak, że wszyscy wszędzie mówią po angielsku. Sporo jest sytuacji, w których angielski nie wystarcza i warto znać przynajmniej parę zwrotów i słów w języku kraju, do którego jedziemy. Poza tym obcokrajowcy na samą próbę mówienia w ich języku reagują zdecydowanie milej. No i niewątpliwie osoby, które znają języki mają szansę na dobrą pracę.

Proszę zdradzić, jakiego języka uczy się Pan obecnie i jakie jeszcze języki chce Pan poznać w przyszłości?

Uczę się zawsze kilku języków, nigdy jednego. Obecnie szlifuję węgierski, serbski i chorwacki i uczę się wietnamskiego, japońskiego i chińskiego. Oj, istnieje cała lista takich języków, które chciałbym poznać. Na pewno są to wymienione wcześniej języki azjatyckie. Ale dodałbym też estoński i fiński, czy koreański i khmerski.

Czy ma Pan zamiar poznać wszystkie języki świata? Czy to jest w ogóle do zrobienia?

Myślę, że jest sporo osób, które by chciały. Ja również. Ale to niemożliwe. Najgenialniejsi hiperpoligloci znali dużo mniejszą liczbę języków: Mezzofanti, włoski biskup żyjący w XVIII wieku, przyznawał się do około 38 języków i jeszcze większej liczby dialektów, mój idol – Emil Krebs, żyjący w XX wieku, a urodzony na Dolnym Śląsku, znał „zaledwie” 68 języków. To dopiero wyczyn!

A czy czasem nie mylą się Panu te wszystkie języki? Czy trudne jest takie przechodzenie z języka na język?

Czasem rzeczywiście jeden język wypiera drugi. To normalne zjawisko. Język lepiej opanowany czy  ten, w którym częściej mówimy, wypiera opanowany gorzej lub ten, którym mówimy rzadziej. Czasem aż chce się w jednym języku dodać słówko w innym, bo „lepiej pasuje”. Przechodzenie z  języka na język to gimnastyka dla mózgu. Zdarzyło mi się to kilka razy w czasie spotkań, na których tłumaczyłem z pominięciem języka polskiego.

A co jest trudniejsze? Gramatyka czy mówienie? Co Pan bardziej lubi?

Lubię wszystko tak samo. Mówienie jest trudne dla tych, którzy się wstydzą, że popełnią błąd. Wielu uczących się języka to sygnalizuje. Należy przestać się bać i nie przejmować, że powiemy coś nie tak. A gramatykę – każdego języka – uwielbiam. Te dwa elementy są ze sobą ściśle powiązane i nie rozdzielam ich: jeśli mówimy, to zgodnie z zasadami gramatyki. Nie bójmy się tego!

Zna Pan tak wiele języków. A co ze śląskim? Używa Pan go w codziennym życiu?

Tak, oczywiście! Jestem Ślązakiem i uważam to za powód do dumy. W oficjalnych kontaktach oczywiście mówię literacką polszczyzną, ale w domu i wszędzie tam, gdzie wiem, że rozmawiam z  innymi Ślązakami, mówię po śląsku. I marzy mi się kodyfikacja, czyli utworzenie normy jednego – być może w przyszłości – języka śląskiego.

Dziękuję za rozmowę.